Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
„Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanny Krall to dzieło fundamentalne dla polskiego reportażu, wymykające się prostym klasyfikacjom gatunkowym. W swojej istocie jest to zapis rozmowy, jaką autorka przeprowadziła z Markiem Edelmanem – ostatnim żyjącym przywódcą powstania w getcie warszawskim, a po wojnie wybitnym kardiochirurgiem. Ta dwoistość jego biografii staje się osią konstrukcyjną całego utworu. Opowieść nieustannie oscyluje między dwoma planami czasowymi: makabryczną rzeczywistością dogasającego getta w 1943 roku a sterylnym, pełnym napięcia światem sali operacyjnej w powojennej Polsce. Krall nie tworzy linearnej historii, lecz misterną mozaikę wspomnień, anegdot, refleksji i faktów, w której przeszłość i teraźniejszość przenikają się, by zadać fundamentalne pytania o naturę życia, śmierci, godności i pamięci. Centralnym motywem, spajającym te dwa światy, staje się metafora wyścigu – próby przechytrzenia, oszukania ostateczności, wyprzedzenia boskich wyroków, niezależnie od tego, czy areną zmagań jest płonąca ulica, czy stół operacyjny.
Rozmowa rozpoczyna się od wspomnień Marka Edelmana z 19 kwietnia 1943 roku, dnia wybuchu powstania w getcie warszawskim. Obudziły go strzały, które stanowiły sygnał do nierównej walki. W jego narracji od samego początku historia wielka przeplata się z losami pojedynczych ludzi. Przywołuje postać chłopaka, który dostarczał broń z aryjskiej strony i został uwięziony w getcie przez wybuch walk. Świadomy nadchodzącej śmierci, poprosił Edelmana, by ten po wojnie odnalazł jego córeczkę ukrytą w klasztorze w Zamościu. Edelman precyzyjnie rekonstruuje topografię walk, w tym symboliczne starcie przy bramie fabryki szczotek, która była jednym z pierwszych bastionów oporu. Wyjaśnia, że termin powstania został narzucony przez Niemców, którzy zaplanowali ostateczną likwidację getta. Przywódcą powstania został wybrany Mordechaj Anielewicz, postrzegany jako człowiek ambitny i charyzmatyczny. Jednak, jak wspomina Edelman, ciężar odpowiedzialności i ogrom okrucieństwa, którego był świadkiem, okazały się dla niego nie do udźwignięcia. Załamanie przyszło po informacji o spaleniu przez Niemców jednego chłopaka. 8 maja, w bunkrze przy ulicy Miłej, Anielewicz wraz ze swoją dziewczyną Mirą i grupą innych bojowników popełnił zbiorowe samobójstwo. Po jego śmierci dowództwo nad garstką ocalałych z Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB), liczącą już tylko około 40 osób, przejął właśnie Edelman. Podkreśla on determinację i dyscyplinę bojowników, motywowaną świadomością, że tzw. „numerki życia” – kartki gwarantujące tymczasowe pozostanie w getcie – stały się bezwartościowe w obliczu przyspieszonej akcji wywózek do obozów śmierci, co tylko wzmogło wolę walki.
W kolejnej części rozmowy Edelman konfrontuje się z reakcjami na swój wcześniejszy wywiad z Krall, zatytułowany „Wyznanie ostatniego przywódcy getta warszawskiego”. Najwięcej kontrowersji wzbudziła anegdota o młodym Anielewiczu, który, by pomóc matce w handlu, malował rybom skrzela na czerwono, aby wyglądały na świeższe. Dla wielu odbiorców takie wspomnienie było nie do przyjęcia, postrzegali je jako próbę „odzierania wszystkiego z wielkości”. Edelman, choć nie do końca rozumie te zarzuty, zgadza się z Hanną Krall, że dalsza rozmowa musi być prowadzona z najwyższą ostrożnością, by nikogo nie urazić. Ta dyskusja staje się metakomentarzem na temat pamięci historycznej i społecznego zapotrzebowania na mity, w kontrze do surowej, często nieheroicznej prawdy. Edelman wspomina również swoje powojenne milczenie, które trwało niemal 30 lat. Tłumaczy, że tuż po wojnie został wezwany do złożenia oficjalnego raportu z przebiegu powstania przed przedstawicielami partii politycznych. Jego rzeczowa, pozbawiona patosu relacja, w której doceniał nawet wyszkolenie bojowe Niemców i wskazywał na braki ŻOB-u, spotkała się z chłodnym przyjęciem. Słuchacze oczekiwali opowieści o męczeństwie i cierpieniu, a nie wojskowej analizy. Wtedy zrozumiał, że jego wersja historii nie pasuje do tworzonej oficjalnej narracji, i postanowił zamilknąć.
Temat śmierci i umierania powraca w kontekście fundamentalnej różnicy między śmiercią „piękną” a tą „brzydką”, upokarzającą. Edelman przywołuje postać Krystyny Krahelskiej, pierwowzoru warszawskiej Syrenki, pięknej i wysokiej dziewczyny, która zginęła w powstaniu warszawskim, biegnąc przez pole słoneczników. Jej śmierć, choć tragiczna, miała w sobie rys estetyczny. Kontrastuje to z agonią w getcie, gdzie śmierć była wszechobecna, brudna i pozbawiona godności. Rozpoczyna wstrząsającą opowieść o głodzie, który był osobnym, powolnym rodzajem umierania. Opisuje prowadzone w getcie badania naukowe nad chorobą głodową, cierpienie dzieci w szpitalach, którym jako rarytas dawano po pół jajka w proszku, a nawet wspomina o przypadkach kanibalizmu i porzucaniu ciał bez pochówku.
Narracja przeskakuje do czasów powojennych, wprowadzając drugi kluczowy wątek – pracę Edelmana jako kardiochirurga u boku profesora Jana Molla. Profesor Moll, który w czasie wojny był chirurgiem, po jej zakończeniu poświęcił się walce o ludzkie serca. Jego zespół podjął się pionierskich operacji na otwartym sercu w stanie zawału. Edelman, jako asystent, był świadkiem i uczestnikiem przełomowego zabiegu odwrócenia krwioobiegu, który po raz pierwszy uratował życie pacjentce, pani Bubnerowej. Ten medyczny wątek nie jest jednak ucieczką od przeszłości, a jej kontynuacją. Walka o życie pacjenta staje się dla Edelmana kolejnym „wyścigiem z Panem Bogiem”. Wspomina lęki profesora o to, by nie zostać posądzonym o eksperymentowanie na ludziach, oraz jego asystentki, Elżbietę Chętkowską i Agę Żuchowską.
Dyskusja z Krall powraca do kwestii zasadności samego powstania. Edelman gwałtownie reaguje na sugestię, że wybór śmierci w walce był „dobrym pomysłem”. Uważa, że takie wartościowanie jest niestosowne i odbiera godność tym, którzy zginęli w komorach, idąc na śmierć spokojnie i często nieświadomi swojego losu. To właśnie ich tragedia, jego zdaniem, jest największą ikoną cierpienia. Wspomina także upokarzającą scenę, kiedy Niemcy na beczce obcinali brodę staremu Żydowi, co utwierdziło go w postanowieniu, by nigdy nie dać się w ten sposób upodlić. Wyjaśnia także, dlaczego nie wyemigrował, głosząc, że „miejsce Żydów jest tutaj”.
Edelman wraca pamięcią do wydarzeń sprzed powstania, skupiając się na ogromnej potrzebie bliskości w obliczu strachu. Wspomina, jak znalazł się w sztabie powstania, zastępując kolegę Adama, który załamał się po aresztowaniu dziewczyny. Przywołuje wstrząsające opisy z Umschlagplatzu, gdzie panowała cisza i brak reakcji na przemoc, jak zbiorowy gwałt na Żydówce. Opowiada o Poli Lifszyc, którą udało mu się wyprowadzić z getta, lecz która wróciła, by wsiąść do wagonu razem z matką. Wyjaśnia okrutną logikę „numerków życia” – Niemcy rozdali 40 tysięcy takich przepustek, skazując resztę na śmierć i zmuszając ludzi do nieludzkich wyborów. Wspomina również samobójstwo Adama Czerniakowa, prezesa Judenratu, jako ostateczny akt niezgody na ten system.
Wracamy do współczesności i kliniki profesora Molla. Edelman przedstawia trójkę pacjentów oczekujących na operację serca: pana Rudnego (inżyniera), panią Bubnerową (przedsiębiorczynię produkującą długopisy) i pana Wilczkowskiego (alpinistę). Każde z nich na progu śmierci rozmyśla o swoim życiu – Wilczkowski o górach, Rudny o maszynach, a Bubnerowa o swoim interesie. Edelman podkreśla, jak operacja i otarcie się o śmierć zmieniają ich perspektywę. Pani Bubnerowa, która miała zawał po rozprawie sądowej, zamyka swój warsztat; Rudny rezygnuje z wielkich ambicji na rzecz spokojnej pracy.
Krall przytacza fragmenty rozmowy Edelmana z kobietą, która odwiedziła go po wojnie – była to córka zastępcy komendanta Umschlagplatzu, Lejkina, zlikwidowanego wyrokiem ŻOB. Kobieta nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego jej ojciec został zamordowany, co pokazuje złożoność moralną tamtych czasów. Edelman wyjaśnia, że Żydowska Organizacja Bojowa powstała, gdy w getcie pozostało już tylko sześćdziesiąt tysięcy ludzi, a większość bojowników nie miała broni. Wspomina również historię Abraszy Bluma i Elżbiety – uratowanej dziewczyny, która po adopcji w USA popełniła samobójstwo.
W tym fragmencie pojawia się opowieść o propozycji Andrzeja Wajdy, który chciał nakręcić film o getcie z udziałem Edelmana. Plan zakładał połączenie materiałów archiwalnych z komentarzem Edelmana na tle współczesnych miejsc walk. Ten jednak stanowczo odmawia, uważając, że historia została już opowiedziana i wystarczy. Wskazuje na problem przedstawienia prawdy historycznej, gdy miejsca tragedii, jak Umschlagplatz czy bunkier Anielewicza, są dziś zwykłymi, szarymi osiedlami, w których mieszka m.in. koleżanka Hanny Krall, Anna Strońska. W filmie miała się również pojawić historia Luby Blumowej, która prowadziła szkołę pielęgniarek i musiała wybrać 5 z 60 uczennic, by dać im „numerki na życie”.
Edelman wyjaśnia, dlaczego po wojnie został lekarzem. Kluczową rolę odegrała jego żona, która namówiła go na studia medyczne, dając mu nowy cel w życiu. Wspomina ich pierwsze spotkanie, kiedy to przeprowadziła go i innych powstańców boso przez pole minowe. To właśnie wtedy pada najsłynniejszy cytat książki, w którym Edelman porównuje swoją pracę do osłaniania płomienia świecy przed Bogiem, który chce ją zdmuchnąć: „Pan Bóg chce zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech się pali choć chwilę dłużej, niż On by sobie życzył”.
Krall, opierając się na relacji Edelmana, próbuje zrekonstruować chronologię powstania. Pojawia się obraz wkroczenia Niemców, starć przy fabryce szczotek, heroicznej śmierci Michała Klepfisza, który osłonił innych własnym ciałem. Edelman wspomina także powojenną konfrontację z Jürgenem Stroopem, esesmanem odpowiedzialnym za likwidację getta, podczas której Stroop oddał mu wojskowe honory. Opisuje terror podpalenia getta, które zmusiło ludzi do opuszczenia kryjówek, i okrucieństwo Niemców, którzy używali cukierków, by przekupić dzieci do wydawania kryjówek. Wątek walki o prawdę jest równie istotny co walka zbrojna. Kluczową rolę odgrywał tu Henryk Woliński „Wacław”, kurier między ŻOB a Komendą Główną AK, który przemycał raporty do Londynu, gdzie początkowo nie dowierzano doniesieniom o skali Zagłady. Krall przytacza także historię Jurka Wilnera, łącznika ŻOB, który po schwytaniu przez gestapo i brawurowej ucieczce zorganizowanej przez „Słoniniarza”, wrócił do getta i to on najprawdopodobniej dał sygnał do zbiorowego samobójstwa na Miłej.
Edelman mierzy się z pytaniem o własne ocalenie, które często budziło w nim zakłopotanie. Uznaje, że jego przetrwanie było w dużej mierze kwestią przypadku i szczęścia. Wspomina niemieckiego żołnierza, który do niego strzelał, ale miał wadę wzroku i nie trafił. Opowiada także o tym, jak przypadkowo został zgarnięty do transportu, ale z tłumu wyciągnął go znajomy policjant, Mietek, który jednak później nie zdołał w ten sam sposób uratować własnego ojca.
Ostatni fragment książki spina klamrą obie narracje. Zaczyna się od technicznego opisu ludzkiego serca i rozmowy z inżynierem Sejdakiem, konstruktorem sztucznego serca. Płynnie przechodzi do refleksji nad nieprzewidywalnością losu, podkreślając, że w wyścigu z Bogiem nigdy nie ma pewności wygranej. Wspomina zarówno ocalałych pacjentów, jak i tych, których nie udało się uratować, jak doktor Elżbieta Chętkowska (zmarła na nowotwór atakujący pamięć) czy Elżunia (córka Zygmunta Frydrycha), które popełniły samobójstwo. Książkę wieńczy gorzka refleksja nad statystyką – Edelman nie rozumie logiki, wedle której ocalał jako jeden z czterystu tysięcy, ale dochodzi do wniosku, że skoro każde pojedyncze życie stanowi dla siebie sto procent, to być może w tej indywidualnej perspektywie kryje się jedyny możliwy sens.
„Zdążyć przed Panem Bogiem” to dzieło, które w swoim podsumowaniu zmusza do głębokiej refleksji nad fundamentalnymi aspektami ludzkiej egzystencji, pamięci i moralności. Klamra kompozycyjna, łącząca walkę w płonącym getcie z walką na sali operacyjnej, nie jest jedynie zabiegiem artystycznym – to istota przesłania książki. Edelman, kontynuując swoją misję jako lekarz, nie ucieka od przeszłości, lecz prowadzi tę samą wojnę na innym froncie. Wyścig z Bogiem, o którym mówi, to desperacka, nieustanna próba obrony życia przed ostatecznością, niezależnie od tego, czy wrogiem jest nazistowski żołnierz, czy zawał serca. W obu przypadkach stawką jest czas – ocalenie życia choćby na chwilę dłużej, niż zakładał to boski lub ludzki wyrok. Książka Krall w bezwzględny sposób dekonstruuje narodowe mity i zapotrzebowanie na prosty, heroiczny obraz historii. Edelman, poprzez swoją surową, pozbawioną patosu narrację, odmawia czytelnikowi komfortu obcowania z spiżowymi pomnikami. Zamiast tego przedstawia ludzi – z ich strachem, słabościami, dylematami i nieheroicznymi szczegółami, jak malowane skrzela ryb Anielewicza. To właśnie w tej demitologizacji tkwi ogromna siła i uczciwość jego świadectwa. Udowadnia on, że prawdziwa godność niekoniecznie leży w efektownej śmierci z bronią w ręku. Znajduje ją również w cichym, przerażonym marszu na Umschlagplatz, w tragicznym wyborze matki, która podaje dziecku truciznę, by oszczędzić mu cierpienia, czy w determinacji lekarzy badających chorobę głodową. Krall, stosując fragmentaryczną, nielinearną kompozycję, oddaje chaotyczną naturę traumatycznej pamięci, w której czas się zapętla, a obrazy z przeszłości rezonują z teraźniejszością. Ostateczne przesłanie reportażu zawiera się w porażającej arytmetyce Edelmana – jego ocalenie jako jednego z czterystu tysięcy wydaje się absurdalne w skali makro. Jednak z perspektywy jednostki, każde życie stanowi sto procent, jest całym, zamkniętym wszechświatem. Ta perspektywa jest ostatecznym aktem humanizmu. „Zdążyć przed Panem Bogiem” to zatem nie tylko dokument o powstaniu w getcie, ale przede wszystkim uniwersalny traktat o niezbywalnej wartości każdego pojedynczego istnienia i o moralnym imperatywie, by o to istnienie walczyć – wbrew logice, wbrew statystyce i wbrew woli samego Boga.