Sofoklesa – Król Edyp – Streszczenie Szczegółowe

„Król Edyp” Sofoklesa to niekwestionowane arcydzieło dramatu antycznego, uznawane przez Arystotelesa za wzorzec gatunku tragedii. Utwór ten jest misternie skonstruowanym studium nieuchronności losu i ludzkiej bezsilności wobec wyroków boskich. Sofokles buduje napięcie na zasadzie „tragedii pomyłek” i śledztwa, w którym sędzia, prokurator i oskarżony okazują się tą samą osobą. Główny bohater, Edyp, to postać tragiczna w pełnym tego słowa znaczeniu – człowiek szlachetny, mądry i pragnący dobra swojego ludu, który jednak nieświadomie staje się przyczyną jego klęski. Poniższe szczegółowe streszczenie ukazuje proces stopniowego odkrywania przerażającej prawdy, w którym każdy krok mający na celu ratowanie Teb, paradoksalnie przybliża władcę do jego własnego upadku, realizując tym samym nieubłagane prawo fatum.

Cień nad Tebami

Akcja tragedii rozpoczyna się przed pałacem królewskim w Tebach. Miasto, niegdyś potężne i tętniące życiem, pogrążone jest w głębokim kryzysie i żałobie. Panuje straszliwa zaraza, która dziesiątkuje ludność, zwierzęta i niszczy plony. Powietrze jest duszne od dymu ofiarnego i jęków umierających. Przed bramą pałacu gromadzi się tłum mieszkańców – starców, młodzieńców i dzieci – trzymających w rękach gałązki oliwne owinięte wełną, co jest symbolem błagania o pomoc. Na ich czele stoi Kapłan Zeusa.

Z pałacu wychodzi Edyp, obecny władca Teb. Jest to monarcha szanowany i kochany przez swój lud, uważany za wybawiciela i męża obdarzonego niezwykłą mądrością. To on lata temu przybył do miasta i uwolnił je od krwiożerczego Sfinksa, rozwiązując jego zagadkę, za co w nagrodę otrzymał tron i rękę owdowiałej królowej Jokasty. Edyp, widząc cierpienie swoich poddanych, pyta o przyczynę ich zgromadzenia, choć sam doskonale zdaje sobie sprawę z tragedii, jaka dotknęła miasto.

Kapłan, przemawiając w imieniu ludu, roztacza przed królem przerażający obraz klęski. Mówi o jałowej ziemi, martwym bydle na pastwiskach i kobietach, które rodzą martwe dzieci lub umierają przy porodzie. Zaraza jest wszechobecna, a „czarny Hades” bogaci się kosztem miasta. Kapłan błaga Edypa, by ten, który raz już ocalił Teby, uczynił to ponownie. Ludzie wierzą, że Edyp, jako wybraniec bogów, znajdzie sposób na odwrócenie złego losu.

Edyp odpowiada z empatią godną wielkiego władcy. Zapewnia, że jego cierpienie jest większe niż kogokolwiek z zebranych, ponieważ on cierpi za całe miasto, a nie tylko za siebie. Informuje zgromadzonych, że nie pozostał bierny – posłał już swojego szwagra, Kreona, do wyroczni w Delfach, aby zapytać boga Apollina, co należy uczynić, by uratować Teby. Król z niepokojem zauważa, że Kreon powinien już wrócić.

Wyrocznia i klątwa

W tym momencie nadchodzi Kreon. Jego głowa uwieńczona jest laurem, co jest znakiem pomyślnych lub ważnych wieści. Edyp niecierpliwie pyta o odpowiedź boga. Kreon początkowo waha się, czy mówić przy tłumie, ale Edyp nalega, by wszyscy usłyszeli wyrok, gdyż los ludu jest dla niego ważniejszy niż własny spokój.

Kreon przekazuje słowa wyroczni delfickiej: przyczyną zarazy jest zmaza (miasma), która plami miasto. W Tebach ukrywa się morderca poprzedniego króla, Lajosa. Dopóki zabójca ten nie zostanie wypędzony lub zabity (krew za krew), miasto nie zazna spokoju. Apollo nakazuje „wypędzić z kraju zmazę”.

Edyp, który przybył do Teb już po śmierci Lajosa, zaczyna wypytywać o szczegóły tamtego wydarzenia. Dowiaduje się, że Lajos zginął podczas podróży poza miasto. Z całej świty królewskiej ocalał tylko jeden świadek, który przyniósł wieść, że króla napadła i zamordowała zgraja zbójców, a nie pojedynczy człowiek. Edyp dziwi się, dlaczego wówczas nie przeprowadzono śledztwa. Kreon wyjaśnia, że miasto było wtedy terroryzowane przez Sfinksa, co odwróciło uwagę od śmierci władcy i uniemożliwiło dochodzenie sprawiedliwości.

Edyp, pełen determinacji, uroczyście przyrzeka, że wyjaśni tę sprawę. Postrzega to nie tylko jako obowiązek wobec boga i miasta, ale także jako kwestię własnego bezpieczeństwa – skoro morderca zabił poprzedniego króla, może chcieć zabić i obecnego.

Epeisodion I: Edyp i Tyrezjasz

Po pieśni Chóru, który wzywa na pomoc bogów (Atenę, Artemidę i Apollina), Edyp ogłasza swoje postanowienie całemu ludowi. Wygłasza uroczystą proklamację: ktokolwiek wie, kto zabił Lajosa, musi to ujawnić. Jeśli morderca sam się przyzna, czeka go jedynie wygnanie, bez uszczerbku na zdrowiu. Jednak jeśli będzie milczał, lub jeśli ktoś inny będzie go ukrywał, spadnie na niego straszliwa klątwa. Edyp wyklucza zabójcę ze społeczności ludzkiej i religijnej, zakazuje komukolwiek udzielać mu schronienia czy z nim rozmawiać. Nieświadomie rzuca te przekleństwa na samego siebie. W dramatycznej ironii stwierdza, że walczy o sprawę Lajosa tak, jakby walczył o własnego ojca, i przypomina, że dzieli z Lajosem łoże i żonę, a gdyby Lajos miał potomstwo, dzieliliby też wspólne dzieci.

Chór, reprezentujący starszyznę tebańską, sugeruje, że skoro ludzka wiedza zawodzi, należy zwrócić się do kogoś obdarzonego darem widzenia rzeczy ukrytych – do Tyrezjasza, ślepego wieszczka. Edyp odpowiada, że za radą Kreona posłał już po niego dwa razy.

Wkrótce zjawia się Tyrezjasz, prowadzony przez chłopca. Wieszcz jest stary i budzi respekt, ale od początku zachowuje się niechętnie. Wie, jaka jest prawda, i wie, że jest ona przerażająca. „Biada, o biada tej wiedzy, co szkodę niesie wiedzącym” – mówi, chcąc odejść i nie wyjawiać tajemnicy.

Edyp jest zszokowany postawą wieszczka. Początkowo prosi go i błaga w imieniu umierającego miasta, ale gdy Tyrezjasz uparcie milczy, król wpada w gniew. Oskarża starca o współudział w zbrodni, a nawet o to, że to on zaplanował morderstwo Lajosa. Sprowokowany obelgami i oskarżeniami, Tyrezjasz w końcu przerywa milczenie i rzuca w twarz królowi straszną prawdę: „Którego szukasz, ty jesteś mordercą”.

Edyp nie wierzy własnym uszom. Uważa to za oszczerstwo i część spisku politycznego. Podejrzewa, że to Kreon, pragnąc władzy, namówił wieszczka do kłamstwa. Tyrezjasz jednak nie ustępuje. Mówi zagadkami, które są coraz bardziej przerażające: oskarża Edypa o życie w hańbie z najbliższymi krewnymi. Wieszczy, że ten, kto teraz widzi, będzie ślepy, a ten, kto jest bogaczem, stanie się żebrakiem. Mówi o mordercy, który jest jednocześnie ojcem i bratem swoich dzieci, synem i mężem swojej żony. Edyp, zaślepiony wściekłością, wyrzuca Tyrezjasza, który na odchodne rzuca ostatnie, mroczne proroctwo dotyczące losu zabójcy, który rzekomo jest tuż obok, w Tebach.

Epeisodion II: Konflikt z Kreonem i interwencja Jokasty

Po odejściu wieszczka Chór jest zdezorientowany (Stasimon I). Nie chce wierzyć w winę Edypa, który przecież uratował miasto przed Sfinksem, ale słowa wieszcza budzą niepokój.

Na scenę wkracza wzburzony Kreon, który dowiedział się o oskarżeniach Edypa o zdradę i spisek. Dochodzi do gwałtownej kłótni między szwagrami. Edyp, w paranoi, zarzuca Kreonowi chęć przejęcia tronu. Kreon broni się logicznie: jako brat królowej ma władzę i wpływy równą królewskiej, ale bez brzemienia odpowiedzialności i strachu, jaki niesie korona. Dlaczego miałby chcieć zamieniać wygodną pozycję na niebezpieczną rolę władcy? Przekonuje, że nie jest zdrajcą i wzywa Edypa do udania się do Delf, by sprawdzić, czy wiernie powtórzył słowa wyroczni.

Edyp nie słucha argumentów, jest gotów skazać Kreona na śmierć. Kłótnię przerywa pojawienie się Jokasty. Królowa karci mężczyzn za wszczynanie domowych sporów w obliczu tragedii miasta. Chór i Jokasta proszą Edypa, by oszczędził Kreona. Edyp niechętnie ustępuje, skazując szwagra jedynie na wygnanie (lub po prostu puszczając go wolno, lecz z nienawiścią w sercu), ale jego gniew nie mija.

Gdy zostają sami, Jokasta pyta męża o przyczynę kłótni. Edyp opowiada jej o oskarżeniach Tyrezjasza, który nazwał go mordercą Lajosa. Jokasta, chcąc uspokoić męża i dowieść, że wieszczkowie bywają omylni, przytacza historię z przeszłości. Opowiada o przepowiedni, którą otrzymał niegdyś Lajos: miał zginąć z ręki własnego syna. Aby temu zapobiec, gdy urodził im się syn, Lajos kazał przebić mu kostki u nóg i porzucić niemowlę w niedostępnych górach, by tam zginęło. Lajos zaś został zamordowany wiele lat później przez obcych zbójców na rozstaju trzech dróg. Zatem – dowodzi Jokasta – wróżba się nie spełniła: syn zginął jako niemowlę, a Lajos zginął z rąk obcych.

Zamiast uspokoić Edypa, słowa te budzą w nim przerażenie. Zwrot „na rozstaju trzech dróg” uderza w jego pamięć. Edyp gorączkowo dopytuje o szczegóły: gdzie to było, jak wyglądał Lajos, w jakim wieku był. Jokasta odpowiada, że Lajos był postawnym mężczyzną, z lekko siwiejącymi włosami, a zdarzenie miało miejsce w krainie Focydy, gdzie rozchodzą się drogi do Delf i Daulii. Wszystko zaczyna pasować do wspomnień Edypa.

Edyp wyjawia żonie swoją historię. Wychował się w Koryncie jako syn króla Polybosa i królowej Merope. Pewnego razu, podczas uczty, pijany biesiadnik nazwał go podrzutkiem. Choć rodzice zaprzeczyli, ziarno niepewności zostało zasiane. Edyp udał się do wyroczni w Delfach, by poznać prawdę o swoim pochodzeniu. Bóg nie odpowiedział na jego pytanie, ale wyjawił mu straszliwe przeznaczenie: zabije swojego ojca i ożeni się z własną matką, płodząc z nią kazirodcze potomstwo. Przerażony Edyp, chcąc uciec od tego losu i chronić Polybosa i Merope (których uważał za biologicznych rodziców), uciekł z Koryntu. Wędrując, trafił na skrzyżowanie trzech dróg. Tam spotkał powóz, w którym siedział starszy mężczyzna. Doszło do sprzeczki o pierwszeństwo przejazdu. Woźnica i starzec próbowali zepchnąć Edypa z drogi, a starzec uderzył go ościeniem. Wpadłszy w szał, Edyp zabił starca i wszystkich jego towarzyszy, z wyjątkiem jednego, który uciekł.

Teraz Edyp obawia się, że tym starcem był Lajos. Jeśli tak, to on sam rzucił na siebie klątwę wygnania. Jedyną nadzieją jest ów ocalały sługa. Jokasta mówi, że sługa ten, wróciwszy do domu i zobaczywszy Edypa na tronie, poprosił o odesłanie go na dalekie pastwiska. Edyp każe go natychmiast wezwać. Chce usłyszeć, czy sługa potwierdzi wersję o „wielu zbójcach”. Jeśli powie, że był to jeden człowiek, wina Edypa będzie przesądzona.

Epeisodion III: Posłaniec z Koryntu i fałszywa nadzieja

Podczas gdy oczekują na sługę, Chór śpiewa o pysze i prawie boskim (Stasimon II). Do pałacu przybywa Posłaniec z Koryntu. Przynosi on wieści, które na pierwszy rzut oka wydają się radosne, choć smutne: król Polybos nie żyje, a mieszkańcy Koryntu chcą obwołać Edypa swoim królem.

Jokasta triumfuje. Śmierć Polybosa z przyczyn naturalnych (starość i choroba) wydaje się ostatecznym dowodem na fałszywość wyroczni – Edyp nie zabił swojego ojca. Edyp również czuje ulgę, ale wciąż obawia się drugiej części przepowiedni: łoża z matką, Merope.

Posłaniec, chcąc uwolnić Edypa od tego lęku i zachęcić go do powrotu do Koryntu, wyjawia mu prawdę, o której Edyp nie wiedział. Polybos i Merope nie byli jego biologicznymi rodzicami. Posłaniec wyznaje, że to on sam przyniósł niemowlę królowi Koryntu. Dziecko otrzymał w górach Kiteronu od innego pasterza. Niemowlę miało przebite i związane nóżki – stąd imię Edyp („Oidipous” – opuchłonogi).

Ta informacja jest wstrząsem. Edyp pyta, od kogo Posłaniec otrzymał dziecko. Ten odpowiada, że od jednego ze sług Lajosa. Pętla się zacieśnia. Chór identyfikuje tego sługę jako tego samego pasterza, po którego posłano w sprawie zabójstwa na rozstaju dróg.

Jokasta w tym momencie rozumie już wszystko. Składa w całość fakty: przebite kostki, czas, sługę Lajosa. Zrozumiała, że Edyp jest jej synem, którego kazała porzucić. Blada z przerażenia błaga Edypa, by zaprzestał śledztwa. „Na bogów! Zaniechaj tych badań, jeśli ci życie miłe!” – krzyczy. Edyp jednak, błędnie interpretując jej reakcję, sądzi, że Jokasta wstydzi się jego potencjalnie niskiego pochodzenia (że może być synem niewolników). W uniesieniu deklaruje, że musi poznać swoje pochodzenie, choćby było najpodlejsze. Jokasta, widząc, że nie powstrzyma katastrofy, wybiega z krzykiem do pałacu, rzucając ostatnie słowa: „Nieszczęsny! To jedno mam ci słowo, i żadnego więcej”.

Epeisodion IV: Ostateczna prawda

Nadchodzi stary Pasterz (sługa Lajosa). Jest to ten sam człowiek, który był świadkiem morderstwa Lajosa i który lata temu miał porzucić dziecko w górach. Jest przerażony konfrontacją. Edyp, w obecności Posłańca z Koryntu, zaczyna go przesłuchiwać.

Początkowo Pasterz udaje, że nie pamięta Posłańca, ale ten przypomina mu czasy, gdy wspólnie paśli stada na Kiteronie. W końcu Pasterz niechętnie potwierdza znajomość. Gdy jednak Edyp pyta o dziecko, Pasterz próbuje milczeć. Edyp staje się groźny, każe wykręcić starcowi ręce. Pod groźbą tortur i śmierci Pasterz wyznaje prawdę.

Potwierdza, że dziecko pochodziło z domu Lajosa. Nie było to jednak dziecko niewolnicy, lecz samego króla. To królowa Jokasta wręczyła mu niemowlę z rozkazem zabicia go, z lęku przed przepowiednią, że syn zabije rodziców. Pasterz wyznaje, że z litości nie zabił dziecka, lecz oddał je pasterzowi z Koryntu (obecnemu Posłańcowi), wierząc, że ten zabierze je daleko, do innej krainy, gdzie będzie bezpieczne. „A on je chował na największą nędzę” – kończy Pasterz.

W tym momencie prawda dociera do Edypa z całą, niszczącą siłą. Wszystkie elementy układanki trafiają na swoje miejsce. Zabił ojca (Lajosa). Ożenił się z matką (Jokastą). Spłodził dzieci ze swoją matką. Proroctwo wypełniło się w każdym calu, mimo prób ucieczki przed nim. „O światło, niechaj cię widzę po raz ostatni!” – krzyczy Edyp i wbiega do pałacu.

Exodos: Cierpienie i wygnanie

Chór śpiewa pieśń o marności ludzkiego życia, biorąc los Edypa za przykład tego, jak złudne jest szczęście (Stasimon IV).

Z pałacu wychodzi Posłaniec domowy i relacjonuje straszliwe wydarzenia, które rozegrały się wewnątrz. Opowiada, jak Jokasta wbiegła do sypialni małżeńskiej, wzywając zmarłego Lajosa i rozpaczając nad swoim losem – że z własnym synem płodziła dzieci. Gdy Edyp, szalejący z bólu i wściekłości, wyważył drzwi do komnaty, ujrzał żonę i matkę, która powiesiła się na chuście.

Widząc to, Edyp odciął sznur, położył ciało na ziemi, a następnie wyrwał złote spinki z jej szat. Wbił je sobie wielokrotnie w oczy, krzycząc, że nie będą już oglądać ani zła, które popełnił, ani zła, którego doświadczył. Oślepił się, by pogrążyć się w wiecznej ciemności, adekwatnej do mroku jego losu.

Na scenę, podtrzymywany przez służących, wychodzi oślepiony Edyp. Jego widok jest przerażający, krew spływa mu po brodzie. Chór jest wstrząśnięty, ale pełen litości. Edyp wyjaśnia, że to Apollo doprowadził do tego nieszczęścia, ale ręka, która zadała cios oczom, była jego własna. Nie chciał widzieć ojca w Hadesie, ani swoich dzieci, ani miasta, które skalał.

Nadchodzi Kreon, który teraz przejmuje władzę w Tebach. Edyp spodziewa się drwin lub zemsty za wcześniejsze niesłuszne oskarżenia, ale Kreon zachowuje się godnie i z powagą. Edyp błaga go o wygnanie z miasta, by dopełnić klątwy, którą sam rzucił. Prosi też Kreona, by zajął się pogrzebem Jokasty i zaopiekował się jego córkami – Antygoną i Ismeną. O synów się nie martwi, gdyż jako mężczyźni sobie poradzą, ale los córek, zrodzonych z kazirodczego związku, napawa go przerażeniem.

Kreon każe przyprowadzić dziewczynki. Edyp obejmuje je, płacząc nad ich losem – nikt nie będzie chciał ich poślubić, będą naznaczone hańbą ojca. Błaga Kreona, by był dla nich jak ojciec. Kreon zgadza się na wygnanie Edypa, ale zaznacza, że ostateczna decyzja należy do boga. Nakazuje Edypowi wejść do pałacu i zostawić dzieci, mówiąc mu surowo: „Nie chciej woli przeprzeć znów, bo coś przedtem ty osiągnął, zniszczył dalszy życia bieg”.

Sztuka kończy się słowami Chóru, który zwraca się do mieszkańców Teb, wskazując na Edypa – tego, który znał słynne zagadki i był najpotężniejszym z ludzi, a teraz wpadł w otchłań nieszczęścia. Chór konkluduje, że nikogo nie można nazwać szczęśliwym, dopóki nie dożyje kresu swoich dni bez cierpienia.

Tragizm losu ludzkiego

„Król Edyp” Sofoklesa to nie tylko opowieść o klątwie i kazirodztwie, ale przede wszystkim głębokie studium ludzkiej bezsilności wobec przeznaczenia. Edyp, mimo swojej mądrości, siły i dobrych intencji, staje się ofiarą fatum. Jego tragedia polega na tym, że każda próba ucieczki przed losem (ucieczka z Koryntu, porzucenie go przez rodziców) paradoksalnie przybliżała go do wypełnienia przepowiedni. Utwór stawia pytania o granice ludzkiego poznania, odpowiedzialność za czyny popełnione nieświadomie oraz o kruchość ludzkiego szczęścia. Edyp, z wielkiego króla-wybawiciela, staje się najnieszczęśliwszym z ludzi, ślepym wygnańcem, co stanowi ostateczną realizację tragicznej ironii losu.