Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
„Kamienie na szaniec” to poruszająca opowieść o harcerskiej przyjaźni Alka, Rudego i Zośki, którzy w obliczu II wojny światowej z beztroskich maturzystów przeistaczają się w bohaterów Małego Sabotażu i Grup Szturmowych. Ich losy, pełne odwagi, poświęcenia i dramatycznych wyborów, ukazują siłę ideałów i braterstwa w najtrudniejszych czasach okupowanej Warszawy.
Opowieść rozpoczyna się w Warszawie, w okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej. W tym czasie dynamicznie rozwijało się środowisko harcerskie, skupiające młodych, pełnych entuzjazmu ludzi, gotowych do działania i pracy nad sobą. Harcerze często organizowali wspólne wyprawy – zimą były to wyjazdy na narty w góry, latem zaś biwaki w lasach i spływy kajakowe. Do jednej z takich drużyn, noszącej nazwę „Buki”, należeli trzej przyjaciele, którzy staną się głównymi postaciami tej historii: Maciej Aleksy Dawidowski, zwany Alkiem, Jan Bytnar, noszący przezwisko Rudy, oraz Tadeusz Zawadzki, znany jako Zośka. Ich drużynowym był nieco starszy od nich (o osiem lat) harcmistrz Leszek Domański, nauczyciel geografii i wychowawca klasy, którego chłopcy obdarzyli przydomkiem Zeus. Darzyli go ogromnym szacunkiem i sympatią, podobnie jak uczniowie prestiżowego Gimnazjum i Liceum im. Króla Stefana Batorego, gdzie pracował. Zeus był zaangażowanym opiekunem, często spędzającym czas z Alkiem w kinie czy zapraszającym chłopców do swojego domu na długie, inspirujące dyskusje.
Przełomowym momentem dla bohaterów był rok 1939. W czerwcu, tuż po zdanej maturze, zgodnie z wcześniejszymi planami, wyruszyli na kilkudniową wędrówkę w Beskidy Śląskie. Był to czas wytchnienia i swobody, choć starali się aktywnie wykorzystać każdą chwilę, aby jak najwięcej zobaczyć. Nocowali zarówno w Ośrodku Harcerskim, jak i biwakowali w lesie, spędzając wieczory przy ognisku na rozmowach i zażartych debatach. Ta wyprawa na długo zapadła im w pamięć jako ostatnie chwile beztroski.
Spokój został przerwany wybuchem II wojny światowej we wrześniu 1939 roku. Atak Niemiec na Polskę był dla wszystkich szokiem. Szóstego września, w odpowiedzi na radiowy apel, Zeus zarządził ewakuację na wschód, mając nadzieję na uchronienie chłopców przed bezpośrednim niebezpieczeństwem. W wyprawie wzięła udział również 23. Drużyna „Buków”. Początkowo marsz przypominał zwykłą harcerską wędrówkę, jednak konieczność poruszania się bocznymi drogami i ukrywania przed niemieckimi nalotami szybko uświadomiła chłopcom powagę sytuacji. Byli zdezorientowani brakiem konkretnych zadań do wykonania w obliczu wojny. Zamilkli, przestali śpiewać, a w ich sercach dojrzewała decyzja o podjęciu walki.
Pod Wielkim Dębem byli świadkami zbombardowania pociągu z uchodźcami przez Niemców. Ten widok brutalnie uświadomił im, czym będzie ta wojna. Bez wahania rzucili się na pomoc rannym, organizując transport dla poszkodowanych, zmuszając przejeżdżające ciężarówki do zatrzymania się. Była to ich pierwsza wspólna akcja w wojennych realiach.
Po udzieleniu pomocy ruszyli dalej, lecz we Włodawie dotarła do nich informacja o zbliżających się wojskach niemieckich i wkroczeniu Sowietów od wschodu. Zeus podjął decyzję o powrocie do Warszawy. Zastali stolicę zniszczoną bombardowaniami, z barykadami na ulicach, pozbawioną wody, prądu i gazu. Wszędzie obecni byli Niemcy, a terror siało gestapo. Wkrótce Warszawa skapitulowała.
Dwa tygodnie później gestapo aresztowało ojca Alka, dyrektora fabryki, uznanego za działacza. Alek przyrzekł sobie wówczas, że nie tknie słodyczy, dopóki ojciec nie wróci. Niestety, w 1940 roku jego ojciec został rozstrzelany w Palmirach. To wydarzenie głęboko wstrząsnęło Alkiem i utwierdziło go w postanowieniu walki z okupantem, zgodnie z dewizą: „Być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo”.
Alek i Zeus prowadzili długie rozmowy o możliwych formach oporu. Piętnastego października 1939 roku Zośka przyniósł pierwsze konspiracyjne pisemko „Polski Ludowej”, co zainspirowało resztę do działania. Pismo wydawała młodzieżowa grupa „Plan” (Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa), a Zośka znał jednego z jej założycieli, instruktora harcerskiego Jana Dąbrowskiego. Tak narodziła się współpraca „Buków” z „Planem”. Chłopcy zajęli się kolportażem pisma i złożyli przysięgę walki na śmierć i życie. Alek, Rudy i Zośka zaangażowali się w propagandę uliczną, rozwieszając karteczki na niemieckich plakatach, mające na celu ośmieszenie okupanta i podniesienie na duchu Polaków. Pierwsze takie nalepki były pomysłem Rudego i jego kolegi, Jerzego Masiukiewicza „Małego”.
W tym samym czasie w Warszawie kwitło życie towarzyskie w dancingach, co budziło sprzeciw młodych konspiratorów. Już w grudniu „Buki” przeprowadziły akcję wrzucenia gazu łzawiącego do słynnej „Adrii”. Po tej akcji drogi „Buków” i „Planu” rozeszły się, gdyż „Plan” miał ambicje polityczno-partyjne, co nie odpowiadało Zeusowi. Decyzja ta okazała się słuszna, gdyż na początku 1940 roku doszło do dekonspiracji „Planu” i masowych aresztowań.
Alek, Rudy i Zośka nadal szukali swojego miejsca w strukturach podziemnych, co nie było łatwe z powodu silnej konspiracji Służby Zwycięstwu Polski. W międzyczasie, zmagając się z trudną sytuacją materialną, podejmowali różne prace zarobkowe. Początkowo zajmowali się amatorskim szkleniem okien, których tysiące zostało zniszczonych podczas nalotów. Po sezonie zimowym Rudy zaczął udzielać korepetycji, Zośka, po pracy jako szklarz, otworzył małą fabrykę marmolady, a Alek uruchomił jedną z pierwszych w Warszawie riksz, która cieszyła się dużym powodzeniem z powodu ograniczeń w transporcie publicznym. Interes z rikszą zakończył się latem z powodu unoszącego się kurzu. Alek podjął wtedy pracę jako drwal pod Warszawą, gdzie razem z Jędrkiem Makulskim przypadkowo odkryli w lesie ukryty skład broni maszynowej. Nie mając kontaktu z organizacją wojskową, przez wiele miesięcy samodzielnie dbali o znalezisko, czyszcząc i konserwując broń.
Po kilku miesiącach otrzymali pierwsze zadanie od podziemia – od marca do czerwca 1940 roku pracowali w komórce więziennej jako kurierzy, roznosząc grypsy od więźniów do ich rodzin. Była to praca monotonna, ale dająca poczucie odpowiedzialności. W latach 1940-1941 „Buki” intensywnie poświęcały się samokształceniu, organizując tajne komplety i samodzielnie zgłębiając różne dziedziny wiedzy, co było formą oporu wobec okupacyjnej rzeczywistości. Rozpoczęli także naukę w Szkole Budowy Maszyn im. Wawelberga.
Swoje stałe miejsce w strukturach podziemnych znaleźli w marcu 1941 roku, dołączając do akcji małego sabotażu prowadzonej przez organizację „Wawer”. Celem tych działań było oddziaływanie na społeczeństwo i utrudnianie życia okupantom. Do organizacji nie dołączył Zeus, który wcześniej otrzymał rozkaz pracy z harcerstwem wileńskim; wyjechał tam i ślad po nim zaginął, choć chłopcy nie zapomnieli o nim i często odwiedzali jego matkę.
Podczas pierwszego spotkania z komendantem „Wawra” chłopcy dowiedzieli się, że w akcjach sabotażowych najważniejsze jest dobre przygotowanie i odwaga, a plan i metodę działania mają opracowywać samodzielnie. Pierwszym ich zadaniem była interwencja w zakładach fotograficznych, które wystawiały w witrynach zdjęcia niemieckich żołnierzy. „Buki” postanowiły wybijać szyby w takich punktach. Alek, z kieszeniami pełnymi żelaznych śrub, wyruszył na Marszałkowską i zbił cztery witryny, po czym bezpiecznie uciekł. Akcję tę powtarzano przez kolejne miesiące, doprowadzając do zniknięcia niemieckich fotografii z wystaw.
Następnym celem była akcja kinowa, mająca zniechęcić Polaków do oglądania niemieckich filmów propagandowych. Na murach pojawiły się napisy „Tylko świnie siedzą w kinie”. Rudy na ulicy Rakowieckiej dodatkowo narysował dwie świnie w fotelach kinowych. Później stosowano także zagazowywanie kin. Mimo wysiłków, akcja ta nie przyniosła spodziewanych rezultatów, a ludzie nadal chodzili do kin.
Kolejną operacją była akcja wymierzona w restauratora Paprockiego, który publicznie chwalił się prenumeratą niemieckich czasopism. Członkowie Małego Sabotażu zaplanowali serię działań nękających: od ostrzeżeń, przez wybijanie szyb, po rozgłaszanie fałszywych informacji o rzekomej taniej sprzedaży słoniny i węgla przez Paprockiego, a na końcu wywieszenie jego nekrologu na drzwiach restauracji. Po dwóch tygodniach Paprocki uległ.
Przeprowadzono również akcję w sklepach mięsnych przeznaczonych wyłącznie dla Niemców, gdzie rozpylono gaz w momencie, gdy w środku tłoczyli się klienci. Chłopcy zrywali także niemieckie flagi z budynków publicznych, takich jak PKO czy Zachęta.
Zośka awansował w strukturach „Wawra”, zostając komendantem jednego z 16 rejonów Małego Sabotażu w Warszawie. To on był dla „Buków” wzorem, wszystko planował i organizował. Działalność Małego Sabotażu stawała się coraz głośniejsza. Zośka kierował coraz większą grupą, a Rudy i Alek dowodzili mniejszymi oddziałami. Do oddziału Alka dołączył Jędrek, z którym wcześniej znalazł skład amunicji.
Podczas obchodów święta 3 Maja manifestowano patriotyzm poprzez malowanie kredą biało-czerwonych chorągiewek oraz wywieszanie dużych polskich flag, które zespół Alka zarzucał na linie tramwajowe, a Rudy mocował do latarni. Z kolei 11 listopada na murach, chodnikach i drogowskazach pojawiło się hasło „Polska zwycięży”.
W czerwcu 1942 roku Zośka, wraz z Radlewiczem, komendantem Wawra na Mokotowie, przeprowadził akcję mającą zamanifestować łączność kraju z rządem emigracyjnym. Zdobyli 1000 egzemplarzy „Nowego Kuriera Warszawskiego”, które ostemplowali znakiem Polski Walczącej i życzeniami imieninowymi dla generała Władysława Sikorskiego i prezydenta Władysława Raczkiewicza.
Niestety, nie obyło się bez wpadek. Aresztowano Jacka Tabęckiego, przyjaciela Zośki, za zrywanie niemieckich afiszy; trafił on na Pawiak, a potem do Oświęcimia, skąd Zośce nie udało się go wydostać. To wydarzenie skłoniło chłopców do przemyślenia procedur na wypadek aresztowania. Podczas innej akcji, Jędrek i Marian zostali zauważeni przy zrywaniu flagi ze szpitala, a numer identyfikacyjny roweru, należącego do ich koleżanki Irki, odpadł. Chłopcy, nieświadomi tego, poszli oddać rower, gdzie natknęli się na policjantów; udało im się uciec, a Irka po kilku miesiącach opuściła Pawiak.
Najsłynniejszą akcją „Wawra” było usunięcie niemieckiej tablicy z pomnika Mikołaja Kopernika, zasłaniającej pierwotny napis „Mikołajowi Kopernikowi – Rodacy”. Alek, w dniu urodzin astronoma, odkręcił śruby i zdjął tablicę, którą ukryto w kryjówce. Niemcy w odwecie zdemontowali pomnik Jana Kilińskiego. W odpowiedzi Alek napisał na murach Muzeum Narodowego: „Ludu Warszawy – jam tu Jan Kiliński”. Za ten czyn musiał na pewien czas opuścić Warszawę i schronił się u swojej narzeczonej Basi, poznanej na początku wojny.
Rudy zasłynął z wynalezienia metody stemplowania niemieckich afiszy trupią czaszką oraz z rozpowszechniania Kotwicy – symbolu Polski Walczącej. To on był pomysłodawcą specjalnego „wiecznego pióra”, które umożliwiało malowanie dużych liter; w ten sposób namalował kotwicę na Placu Unii Lubelskiej, w dzielnicy w dużej mierze zamieszkanej przez Niemców.
Zośka, jako komendant, zorganizował szkolenie wojskowe dla całego hufca Szarych Szeregów, liczącego około 100 osób. Uczestnicy, podzieleni na pięcioosobowe zespoły, ćwiczyli budowę rowów strzeleckich i przeprawy przez rzekę, przygotowując się do przyszłej walki i nabierając wiary w swoje siły.
W 1942 roku powołano Kierownictwo Dywersji, czyli „Kedyw”, co skutkowało nasileniem i zwiększeniem skuteczności akcji bojowych. Chłopcy z „Buków” zostali przeniesieni do Grup Szturmowych – elitarnych oddziałów uprawnionych do prowadzenia czynnych działań bojowych. Ich przełożonymi byli kapitan Pług, Oliwa i Jerzy. Udział w akcjach poprzedzony był intensywnym szkoleniem, przygotowującym na różne ewentualności. Do pierwszej dużej akcji dywersyjnej wyznaczono Zośkę, Rudego i kilku innych chłopców. Ich zadaniem było wysadzenie pociągu towarowego ze sprzętem wojskowym dla armii niemieckiej w okolicach Kraśnika, w noc sylwestrową 1942/1943. Zośka pełnił rolę obserwatora. Akcja zakończyła się spektakularnym sukcesem, a tej samej nocy podobne zadania wykonało kilkanaście innych zespołów w całej Polsce.
Kilkanaście dni później, w odwecie za działania podziemia, Niemcy przeprowadzili w stolicy wielką łapankę, w wyniku której około 5000 osób wywieziono do obozu na Majdanku. Alek, mając przy sobie konspiracyjne materiały, został tego dnia przypadkowo zatrzymany. Na szczęście uniknął rewizji osobistej. Podczas transportu udało mu się wepchnąć bibułę w szczelinę podłogi samochodu, dzięki czemu papiery spadły na jezdnię. Został przewieziony na Pawiak, skąd po pewnym czasie zdołał brawurowo uciec. Bez dokumentów wsiadł do tramwaju i pojechał prosto do Zośki, gdzie spotkał Rudego, który również tego samego dnia cudem uniknął aresztowania.
Kolejnym zadaniem „Buków” było rozbrajanie Niemców. Pewnego zimowego dnia Rudy, ubezpieczany przez swój oddział, stanął twarzą w twarz z niemieckim oficerem SS, po czym wyciągnął broń i zastrzelił go, informując, że to kara za bycie esesmanem. Nikt z przechodniów nie zareagował na to zdarzenie.
Następna akcja polegała na ewakuacji materiałów konspiracyjnych z kamienicy czynszowej przy ulicy Brackiej w lutym 1943 roku. Chłopcy obstawili mieszkania, aby uniemożliwić lokatorom zaalarmowanie policji. Niestety, ktoś z sąsiedniej kamienicy zawiadomił służby. Pojawiła się policja, którą Rudy wpuścił i rozbroił. Jednak za policjantami nadciągnął oddział Werkschutzów (straży fabrycznej). Werkschutze po wpuszczeniu nie chcieli oddać broni, co doprowadziło do strzelaniny, w której zginęli, ale zdążyli postrzelić Rudego w udo. Zośka ruszył na pomoc, wyprowadził rannego Rudego, zatrzymał pierwszy samochód i, grożąc kierowcy pistoletem, kazał jechać. Na czatach pozostał Alek. Kiedy sytuacja wydawała się opanowana, pojawił się patrol niemieckiej policji, a dom został otoczony. Rannego Rudego obejrzał chirurg, który uspokoił Zośkę, że rana nie jest groźna. Następnego dnia Zośka przypadkowo natknął się na nazwisko tego chirurga na liście donosicieli gestapo, co wywołało ogromny niepokój, jednak na szczęście alarm okazał się fałszywy.
W marcu 1943 roku gestapo aresztowało Heńka, przyjaciela Rudego, znajdując u niego personalia i adres Janka Bytnara. Dwudziestego trzeciego marca nad ranem, o 4:30, gestapowcy wtargnęli do mieszkania Rudego, aresztując jego oraz jego ojca. Na Pawiaku natychmiast rozpoczęto brutalne przesłuchania Rudego. Niemcy byli przekonani, że schwytali ważne ogniwo warszawskiej dywersji i za wszelką cenę chcieli wydobyć od niego informacje o magazynach, planowanych akcjach i innych członkach podziemia. Rudy milczał, więc zaczęto go bić. Starał się tak ustawiać, aby uderzenia trafiały w niedawno postrzeloną nogę, licząc, że oprawcy nie zorientują się w przyczynie krwawienia. Noga szybko zaczęła obficie krwawić, co paradoksalnie pomogło mu ukryć dowód niedawnej działalności dywersyjnej. Podał jedynie nazwisko kolegi, który zmarł w Oświęcimiu. Gdy gestapowcy odkryli ten fakt, wpadli w jeszcze większą furię. Bito go nieustannie i z ogromną brutalnością, w końcu łamiąc mu kij na głowie. Był przewożony między Pawiakiem a siedzibą gestapo na alei Szucha, gdzie odbywały się główne „badania”, czyli tortury. Katowano go, stemplując mu ogoloną twarz pieczęcią z Kotwicą, którą przy nim znaleziono. Gdy odwieziono go z powrotem na Pawiak, był w tragicznym stanie; zaopiekowali się nim inni więźniowie wraz z jego ojcem. Następnego dnia, z powodu krytycznego stanu zdrowia, przeniesiono go do szpitala więziennego, jednak już po kilku godzinach ponownie zabrano na Szucha. Tortury kontynuowano, bijąc go nawet na leżąco. Przesłuchania powtarzano codziennie. Próbowano także konfrontacji z Heńkiem, ale Rudy nadal nie chciał niczego wyjawić. Gestapowcy zagrozili Heńkowi, że następnym razem będą bić Rudego na śmierć.
Wieść o aresztowaniu Rudego wstrząsnęła całym środowiskiem. Przyjaciele nie mogli pogodzić się z myślą o jego cierpieniu. Zośka podjął natychmiastową decyzję o konieczności odbicia Rudego. Najpierw jednak musieli wykonać powierzone im wcześniej zadania. Pracowali z ogromnym poświęceniem, aby jak najszybciej móc zająć się sprawą przyjaciela. Zośka skontaktował się z kolegą, Wesołym, który jako akwizytor firmy Wedel, biegle mówiący po niemiecku, miał pewne dojścia na gestapo. Otrzymał on zadanie ustalenia trasy i czasu transportu Rudego z Pawiaka na Szucha. Zośka musiał jeszcze uzyskać zgodę Kedywu i Naczelnika Szarych Szeregów na przeprowadzenie akcji odbicia, co nie było proste, ale nie poddawał się. Gdy wszystko było już przygotowane, nadszedł rozkaz odwołania akcji, który Zośka z ciężkim sercem wykonał. Dwa dni później pojawiła się informacja o nowym transporcie Rudego, a kierownictwo tym razem wyraziło zgodę na działanie.
Karetka więzienna z Rudym miała przejeżdżać ulicą Bielańską około godziny 17:00. Akcją dowodził Stefan Orsza, a walczył oddział Zośki. Tuż przed przejazdem więźniarki na miejscu pojawił się granatowy policjant, który nie chciał się oddalić. Zośka zmuszony był go zastrzelić, jednak kierowca więźniarki zauważył ciało i zamiast skręcić w Nalewki, pojechał ulicą Długą. Karetkę obrzucono butelkami z benzyną. Z płonącego pojazdu wyskoczyło dwóch gestapowców, pojawił się także oficer SS. Tego ostatniego zastrzelił Alek; zginął również jeden z gestapowców, drugi próbował uciec za więźniarkę, ale i jego dosięgła kula. Alek otworzył tył karetki; więźniowie zaczęli uciekać, nie zwracając uwagi na leżącego na noszach człowieka. To był Rudy; koledzy początkowo go nie poznali, ale w końcu chwycili go za ramiona i odjechali.
Poszczególne grupy uczestniczące w akcji wycofywały się różnymi drogami. Grupa Alka również uciekała, ale natknęła się na wychodzących z biura niemieckich urzędników, którzy na widok uzbrojonych Polaków otworzyli ogień. Jeden z pocisków trafił Alka w brzuch. Mimo ciężkiej rany i utraty sił, Alek nadal dowodził swoimi ludźmi. Część grupy popędziła dalej, udało im się zatrzymać samochód i zabrać rannego Alka. Ścigała ich niemiecka ciężarówka. Alek, chcąc chronić towarzyszy, resztką sił rzucił granat pod pojazd wroga. Nie był świadomy, jak poważna jest jego rana; nie było dla niego nadziei, choć był szczęśliwy z powodu uwolnienia Rudego. Nie zdawał sobie sprawy, w jak ciężkim stanie obaj się znajdują, a nikt nie miał odwagi mu tego powiedzieć. Rudy przed śmiercią wiele rozmawiał z Zośką, recytował fragmenty „Testamentu mojego” Słowackiego. Odszedł tego samego dnia co Alek, 30 marca 1943 roku.
Młodzi konspiratorzy nie mogli puścić płazem tego, co gestapowcy zrobili Rudemu, który przed śmiercią zdążył opowiedzieć o swoich przeżyciach. Kierownictwo Walki Konspiracyjnej wydało rozkaz likwidacji gestapowców odpowiedzialnych za przesłuchania Rudego. W dniu jego imienin chłopcy wykonali wyrok na Schultzu – gestapowcu kierującym badaniami Rudego, zastrzeliwując go na ulicy. Trzy tygodnie później zlikwidowano drugiego oprawcę, Langego. Przy obu ciałach pozostawiono informacje o metodach stosowanych na Szucha.
Śmierć Alka i Rudego była dla Zośki ogromnym ciosem; bardzo za nimi tęsknił. Jego ojciec zasugerował mu, aby spisał wspomnienia o Rudym, co miało pomóc mu uporać się z żałobą. W tym czasie Niemcy przystąpili do likwidacji warszawskiego getta, a chłopcy z Szarych Szeregów, w miarę możliwości, pomagali walczącym powstańcom.
Zośka wraz z rodziną wyjechał na wieś. Jego siostra, Hania, widząc jego cierpienie, bardzo się o niego martwiła i zachęcała do rozmów oraz wspólnego wspominania poległych przyjaciół, aby pomóc mu przepracować stratę. Wspomnienia o Rudym Zośka spisał i zatytułował „Kamienie rzucane na szaniec”. Po powrocie do Warszawy okazało się jednak, że nadal głęboko przeżywa stratę przyjaciół, nieustannie analizując, czy mógł coś zrobić lepiej. Odprawiono mszę za dusze Alka i Rudego. Wiosną nadeszła wiadomość o pośmiertnym odznaczeniu Alka Krzyżem Virtuti Militari, a Rudego Krzyżem Walecznych. To samo odznaczenie otrzymał również Zośka oraz kilku jego kolegów.
W maju Zośka otrzymał zadanie przygotowania akcji odbicia więźniów z transportu kolejowego, który przewoził ich z obozu na Majdanku do Oświęcimia. Była to dla niego szansa na ponowne zaangażowanie się w działania bojowe i przejęcie odpowiedzialności. Kapitan Pług towarzyszył grupie jako obserwator, a Zośka po raz pierwszy samodzielnie dowodził tak dużą i skomplikowaną akcją. Pomimo nieprzewidzianych trudności, operacja pod Celestynowem zakończyła się sukcesem – uwolniono 49 osób w czasie krótszym niż dwie minuty, bez strat własnych, z jednym tylko rannym. Zośka zastanawiał się jednak, dlaczego znajdujący się na miejscu pociąg Wehrmachtu nie otworzył ognia. Akcja w Celestynowie przyniosła Zośce uznanie i ugruntowała jego pozycję jako zdolnego dowódcy, traktowano go już niemal jak oficera, mimo braku formalnego stopnia.
Działalność Grup Szturmowych była kontynuowana z niesłabnącą intensywnością. Do przemieszczania się chętnie wykorzystywano samochody marki Ford; jeden z nich, po przypadkowym oblaniu czerwoną farbą podczas rekwizycji materiałów wybuchowych (zamiast których zabrano beczki z farbą), został ochrzczony mianem „Czerwonego Forda”. Zośka brał udział w wielu akcjach, w tym w nieudanej operacji pod Czarnocinem, gdzie celem było wysadzenie mostu i pociągu z zaopatrzeniem na front wschodni. Mimo starannych przygotowań, zespół prześladował pech: natknęli się na patrol niemieckiej żandarmerii, który rozpoczął pościg. W starciu bohatersko zginął m.in. Oracz, czyli Tadeusz Mirowski. Mimo to, chłopcy dotarli pod Czarnocin, ale nie udało im się przygotować wszystkiego na czas i wysadzić mostu. W drodze powrotnej samochód, którym jechał Zośka, dachował. Część grupy zmuszona była wracać pieszo i wpadła w zasadzkę niemieckiego patrolu; większość z nich zginęła, ocalał tylko jeden. Po tych wydarzeniach Zośka zmusił cały swój zespół do dogłębnej analizy popełnionych błędów, świadom, że w warunkach konspiracyjnych nawet najmniejsza pomyłka może kosztować życie.
Pewnego dnia Zośka, idąc na grób Oracza w towarzystwie pana Janka (przyjaciela z czasów służby w komórce więziennej), został zatrzymany przez patrol policji. Podczas kontroli, gdy odwijał bukiet kwiatów z papieru, wypadła mu kartka z danymi do fałszywej kenkarty, którą miał przy sobie w związku z planowanym spotkaniem z łącznikiem. Pana Janka puszczono, ale Zośkę zabrano na Szucha. Na szczęście udało mu się wykorzystać chwilę nieuwagi żandarmów i zjeść obciążający go dowód. Jacek natychmiast powiadomił przyjaciół o aresztowaniu Zośki. Dzięki znajomościom Wesołego na Szucha, udało się wyciągnąć Zośkę po tygodniu.
Wyszedł z aresztu bardzo odmieniony – zaczął bardziej doceniać życie, stał się spokojniejszy, bardziej wyciszony i refleksyjny. Podobnie jak wcześniej Rudy, zaczął propagować ideę samokształcenia, organizując tajne komplety dla młodzieży z Szarych Szeregów.
Brał udział w zsynchronizowanej akcji likwidacji dziesięciu posterunków żandarmerii niemieckiej jednej nocy. Wszystko wydawało się doskonale przygotowane. Jego oddział miał zaatakować posterunek we wsi Sieczychy. Wydawało się, że akcja przebiegnie zgodnie z planem, gdy z zaciemnionego okna posterunku padł strzał, który śmiertelnie ranił Zośkę, idącego na czele ataku. Mimo jego śmierci, akcja zakończyła się powodzeniem, a Zośka był jedyną ofiarą po stronie polskiej.